sobota, 21 lutego 2015

Rozdział IV - 1/3

Witam ponownie po przerwie. 
Jak można zauważyć, na blogu widnieje nowiuteńki szablon prosto z Bajkowych Szablonów. :) Czy wam się podoba?
Dzisiaj wrzucam 1/3 ewentualnie 1/4 (mało prawdopodobne) rozdziału IV, ponieważ do całości musielibyście długo czekać. (Wena uciekła ;-;) 
Czytajcie, komentujcie - dajcie znak, że ktokolwiek tu jest. 

<><><><><>

    * Varrik *
Stałem jak sparaliżowany. Hawke została poderwana poprzez potwora, a następnie stało się coś, co nie do końca rozumiałem.
Plugawiec uśmiechnął się opentańczo i otoczył ją rubinową powłoką odcinając nam widok. I wtedy się ocknąłem w pośpiechu ładując bełt do mojej kochanej Bianki, Fenris zaczął przeklinać w języku, którego niestety nie rozumiałem, a reszta wrogich magów uniosła swe kostury w bojowej postawie. Trzeba było rozgnieść parę robali.
Skinąłem lekko do Aveliny, dając jej znak, iż będę ją osłaniał w drodze do magów. Ta odpowiedziała złapaniem za rękojeść miecza. W tym samym czasie Stokrotka gromadziła manę tworząc potężne zaklęcie w ukrytych za swoimi plecami dłoniach, Ponurak zaczerpnął mocy z lyrium i chwycił za dwuręczną broń z rządzą mordu w oczach, Sebastian już zaciągał cięciwę łuku, zaś Rivanka szykowała się do rzucenia zasłony dymnej pomiędzy przeciwników. Pierwsza strzała nasączona trucizną pomknęła wypuszczona z niezawodnego łuku Sebastiana, do niej dołączył bełt i ognista kula, a miecze cięły i rozpruwały w mgnieniu oka. Wszyscy razem tworzyliśmy zabójczą mieszankę wybuchową.

<><><><><>

* Blade *

Stałam na małym mostku wznoszącym się nad niewielkim strumykiem wypełnionym krystalicznie czystą wodą. Sądząc po pozycji słońca było południe, gdyż wznosiło się wysoko przez co skwarzyło mnie niemiłosiernie. Tylko kapelusz z dużym rondem osłaniał chociaż odrobinę moją skórę od gorąca. Oprócz niego miałam również na sobie krótką, dosyć zwiewną kremową suknię oraz jasne trzewiki. Coś było zdecydowanie nie tak.
Zaczęłam się rozglądać w pośpiechu – wszędzie wokół widziałam łąki z soczyście zieloną trawą oraz niewielkie sadzonki drzew. Tylko na wprost mostu znajdował się nie duży dom z ogrodem pełnym białych róż i kwitnących drzew. Rozpoznałam to niemalże natychmiast.
Ferelden. Jestem w domu.
Zaczęłam pędzić w stronę posiadłości nie oglądając się za siebie. Przed oczami ciągle miałam masę wspomnień związanych z tym miejscem: rodzinne obiady, nauki walki organizowane w ogrodzie, przekomarzanie się z Carverem każdego ranka przy śniadaniu, uśmiechniętych w moją stronę ojca i matkę.
Przy drewnianym płotku przystanęłam zdyszana, obracając się i napawając widokiem wypielęgnowanych przez matkę kwiatów. To było tak dawno, a jednocześnie na wyciągnięcie ręki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że za tym tęskniłam.
Ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi i już wyciągałam w ich stronę dłoń, lecz nie zdołałam ich otworzyć. Po prostu się oddaliły i zlewały z wszechogarniającą mnie czerwienią.
Dom zaczął stopniowo się rozpadać. Początkowo dach podzielił się na malutkie kawałeczki, później zmieniając w proch i rozsypując po łące. Następnie ściany, wnętrze domu i ogród rozwiały się, jak gdyby były zbudowane z piasku.
O co chodzi?
Otworzyłam gwałtownie oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że otacza mnie bezkresna, zimna pustka. Pod nogami nie czułam stabilnego gruntu, jakbym unosiła się w powietrzu. Czy umarłam?
Zaczęłam brnąć w ciemność, świadoma, że nic nie zdziałam. Co się dzieje?! To zasługa demona? Najpierw wizja zniszczonego mojego rodzinnego domu, później nagle ląduję w czarnej dziurze. Może to wizja?
I wtedy to poczułam. Stłumiony ból gdzieś... w środku piersi. Zorientowałam się, iż miejsce, gdzie mieści się serce jest zaznaczone czerwoną ,,plamą". Później, kiedy owa plama zaczęła wpuszczać w moje ciało pojedyncze strużki rubinowej cieczy zaczęło naprawdę boleć. To tak, jakby ta substancja wypalała sobie własną drogę. Strumyczki zaczęły się dzielić, tworząc rozmaite wzory, które gdzieniegdzie formowały się w nieznane mi znaki. Czułam, jakby każda linia rysowana była przez niewidzialną siłę za pomocą ostrza.
Kilka pasm zaczęło brnąć ku mojej szyi, a ja w duchu prosiłam Stwórcę, aby to był tylko sen. Kiedy znajdowały się tuż pod moją szczęką poczułam, że zaczyna mi brakować powietrza. Zaczęłam się dusić.
W odruchu złapałam się dłońmi za szyję, jednakże wzory po dotknięciu skóry dłoni rozjarzyły się i spowodowały nową falę paraliżującego bólu. Zaczęłam krzyczeć. Czerwień przyćmiła mój wzrok, po czym pochłonęła mnie pustka.

<><><><><>

Standardowo proszę  o wytknięcie błędów, jeżeli takowe są. :)

czwartek, 12 lutego 2015

Mała informacja

Rozdział miał być dziś. Wiem i bardzo przepraszam. Laptop faktycznie do mnie dzisiaj wrócił, ale w trakcie naprawy usunięto wszystko. W tym rozdział. ;-; Postaram się to jakoś ogarnąć w najbliższych dniach i wrzucić wam obiecany DŁUGI post. :<
Mrs Black bajkowe-szablony