sobota, 21 lutego 2015

Rozdział IV - 1/3

Witam ponownie po przerwie. 
Jak można zauważyć, na blogu widnieje nowiuteńki szablon prosto z Bajkowych Szablonów. :) Czy wam się podoba?
Dzisiaj wrzucam 1/3 ewentualnie 1/4 (mało prawdopodobne) rozdziału IV, ponieważ do całości musielibyście długo czekać. (Wena uciekła ;-;) 
Czytajcie, komentujcie - dajcie znak, że ktokolwiek tu jest. 

<><><><><>

    * Varrik *
Stałem jak sparaliżowany. Hawke została poderwana poprzez potwora, a następnie stało się coś, co nie do końca rozumiałem.
Plugawiec uśmiechnął się opentańczo i otoczył ją rubinową powłoką odcinając nam widok. I wtedy się ocknąłem w pośpiechu ładując bełt do mojej kochanej Bianki, Fenris zaczął przeklinać w języku, którego niestety nie rozumiałem, a reszta wrogich magów uniosła swe kostury w bojowej postawie. Trzeba było rozgnieść parę robali.
Skinąłem lekko do Aveliny, dając jej znak, iż będę ją osłaniał w drodze do magów. Ta odpowiedziała złapaniem za rękojeść miecza. W tym samym czasie Stokrotka gromadziła manę tworząc potężne zaklęcie w ukrytych za swoimi plecami dłoniach, Ponurak zaczerpnął mocy z lyrium i chwycił za dwuręczną broń z rządzą mordu w oczach, Sebastian już zaciągał cięciwę łuku, zaś Rivanka szykowała się do rzucenia zasłony dymnej pomiędzy przeciwników. Pierwsza strzała nasączona trucizną pomknęła wypuszczona z niezawodnego łuku Sebastiana, do niej dołączył bełt i ognista kula, a miecze cięły i rozpruwały w mgnieniu oka. Wszyscy razem tworzyliśmy zabójczą mieszankę wybuchową.

<><><><><>

* Blade *

Stałam na małym mostku wznoszącym się nad niewielkim strumykiem wypełnionym krystalicznie czystą wodą. Sądząc po pozycji słońca było południe, gdyż wznosiło się wysoko przez co skwarzyło mnie niemiłosiernie. Tylko kapelusz z dużym rondem osłaniał chociaż odrobinę moją skórę od gorąca. Oprócz niego miałam również na sobie krótką, dosyć zwiewną kremową suknię oraz jasne trzewiki. Coś było zdecydowanie nie tak.
Zaczęłam się rozglądać w pośpiechu – wszędzie wokół widziałam łąki z soczyście zieloną trawą oraz niewielkie sadzonki drzew. Tylko na wprost mostu znajdował się nie duży dom z ogrodem pełnym białych róż i kwitnących drzew. Rozpoznałam to niemalże natychmiast.
Ferelden. Jestem w domu.
Zaczęłam pędzić w stronę posiadłości nie oglądając się za siebie. Przed oczami ciągle miałam masę wspomnień związanych z tym miejscem: rodzinne obiady, nauki walki organizowane w ogrodzie, przekomarzanie się z Carverem każdego ranka przy śniadaniu, uśmiechniętych w moją stronę ojca i matkę.
Przy drewnianym płotku przystanęłam zdyszana, obracając się i napawając widokiem wypielęgnowanych przez matkę kwiatów. To było tak dawno, a jednocześnie na wyciągnięcie ręki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że za tym tęskniłam.
Ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi i już wyciągałam w ich stronę dłoń, lecz nie zdołałam ich otworzyć. Po prostu się oddaliły i zlewały z wszechogarniającą mnie czerwienią.
Dom zaczął stopniowo się rozpadać. Początkowo dach podzielił się na malutkie kawałeczki, później zmieniając w proch i rozsypując po łące. Następnie ściany, wnętrze domu i ogród rozwiały się, jak gdyby były zbudowane z piasku.
O co chodzi?
Otworzyłam gwałtownie oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że otacza mnie bezkresna, zimna pustka. Pod nogami nie czułam stabilnego gruntu, jakbym unosiła się w powietrzu. Czy umarłam?
Zaczęłam brnąć w ciemność, świadoma, że nic nie zdziałam. Co się dzieje?! To zasługa demona? Najpierw wizja zniszczonego mojego rodzinnego domu, później nagle ląduję w czarnej dziurze. Może to wizja?
I wtedy to poczułam. Stłumiony ból gdzieś... w środku piersi. Zorientowałam się, iż miejsce, gdzie mieści się serce jest zaznaczone czerwoną ,,plamą". Później, kiedy owa plama zaczęła wpuszczać w moje ciało pojedyncze strużki rubinowej cieczy zaczęło naprawdę boleć. To tak, jakby ta substancja wypalała sobie własną drogę. Strumyczki zaczęły się dzielić, tworząc rozmaite wzory, które gdzieniegdzie formowały się w nieznane mi znaki. Czułam, jakby każda linia rysowana była przez niewidzialną siłę za pomocą ostrza.
Kilka pasm zaczęło brnąć ku mojej szyi, a ja w duchu prosiłam Stwórcę, aby to był tylko sen. Kiedy znajdowały się tuż pod moją szczęką poczułam, że zaczyna mi brakować powietrza. Zaczęłam się dusić.
W odruchu złapałam się dłońmi za szyję, jednakże wzory po dotknięciu skóry dłoni rozjarzyły się i spowodowały nową falę paraliżującego bólu. Zaczęłam krzyczeć. Czerwień przyćmiła mój wzrok, po czym pochłonęła mnie pustka.

<><><><><>

Standardowo proszę  o wytknięcie błędów, jeżeli takowe są. :)

czwartek, 12 lutego 2015

Mała informacja

Rozdział miał być dziś. Wiem i bardzo przepraszam. Laptop faktycznie do mnie dzisiaj wrócił, ale w trakcie naprawy usunięto wszystko. W tym rozdział. ;-; Postaram się to jakoś ogarnąć w najbliższych dniach i wrzucić wam obiecany DŁUGI post. :<

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział III

Witam ponownie w kolejnym rozdziale. Ten niestety jest króciutki, jednakże IV będzie dłuższy (Mam nadzieję.)
Miłego czytania. (:

<><><><><>

*Hawke*

W jednej chwili zobaczyłam nikły błysk, w drugiej zaś poczułam swąd palonych włosów.
- Cholera jasna! Stokrotko! - darł się Varrik, któremu bujne owłosienie na klatce piersiowej stanęło w ogniu. Po krótkiej chwili rzucił się na piach, aby ugasić ,,pożar". 
Wściekła Merill, nie przejmując się losem poszkodowanego, wymierzyła już dłoń w stronę pozostałej dwójki. Stwierdziłam, że chyba spalenie żywcem nie jest odpowiednie.
- Merill, rozumiem twoją wściekłość. - starałam się ją uspokoić. - Jednak uświadom sobie, że spalenie ich to nie jest... odpowiednią forma kary. - spojrzałam w stronę podglądaczy piorunującym wzrokiem. - Co nie oznacza, że nie zawinili.
- Kobieto, a ja to jakiś pieprzony wyjątek?! - wzburzony krasnolud otrzepywał się z piachu i błota.
- Ty się nawet nie odzywaj! - czerwona ze złości Avelina pogroziła mu ostrzegawczo palcem.
- Bez dowodów... - nie dane było mu skończyć – rozległ się donośny huk, który zatrzęsł ziemią. Przestraszona zaczęłam się rozglądać, aby wybadać źródło owego hałasu. Natrafiłam na Fenrisa dzierżącego miecz i grupkę ludzi stojących za dosyć sporą wyrwą w ziemi. W dłoniach trzymali kostury jarzące się czerwonymi kropelkami krwi, a na ich twarzach wymalowana była duma i poczucie wyższości. Podziękowałam sobie w duchu za zabranie sztyletów. Stanęłam obok wściekłego elfa w pozycji bojowej, ignorując fakt, że jestem ubrana w strój kąpielowy.
- Poddaj się niewolniku, a twoim... przyjaciołom nie stanie się krzywda – rzekł mag stojący na czele. - Odprowadzimy cię do twojego pana, czyli tam, gdzie znajdują się takie szumowiny jak ty.
- Fenris to wolny – podkreśliłam to słowo – mężczyzna! - po moich słowach wydawało mi się, iż w oczach elfa mignęło coś na podobieństwo... zaskoczenia, wdzięczności?
- Więc jesteś jego panią, hę? - jawnie ze mnie kpił. - Ile chcesz suwerenów: 100, 1000?
- Może ona woli zapłatę w naturze! - zawołał inny mag, śmiejąc się i z pożądaniem lustrując moje ciało. Zaczęło we mnie wrzeć ze wściekłości. Nie zdążyłam zaatakować, gdyż w kilku susach Fenris był już po drugiej stronie i wykorzystując zdezorientowanie wrogów rozpruł maga stojącego najbliżej z groźnym okrzykiem. Rzuciłam się ponad klifem, aby mu pomóc. To samo zrobiła reszta. 

<><><><><>
    Czas dłużył się niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia, ile trwała walka – parę sekund, a może godzin? Mimo sprawnego eliminowania przeciwników mieliśmy spore kłopoty: bełtów i strzał zaczęło brakować, ja opadałam już z sił i zostałam poważnie zraniona w łydkę, Merill wyczerpała się z many. Izabela i Avelina nieprzytomne leżały gdzieś na skraju pola bitwy... a wrogich magów krwi i demonów ciągle przybywało.
    Nawet Fenris zaczął słabnąć, pomimo wspomagania się lyrium wtopionym w skórę. Jego ruchy nie były tak płynne i szybkie, miecz widocznie mu ciążył, a na czole wystąpiły krople potu.
    Dalijka drobnymi zaklęciami nie wymagającymi dużo wysiłku starała się asystować mnie w drodze do Sebastiana. Miał on nieciekawą sytuację, gdyż po tym jak nie została mu ani jedna strzała został otoczony przez kilku przeciwników. Wkoło każdego z nich unosiła się rubinowa powłoka.
    Częściowo ukrywając się w cieniu dotruchtałam do pierwszego napastnika i niezgrabnym ruchem, przebijając tarczę, rozprułam szyję. Kątem oka zarejestrowałam nadlatujący niebieski promień, więc wykonałam unik w bok i krzyknęłam z bólu, zapominając, że nie powinnam przenosić ciężaru ciała na zranioną nogę. Wtedy zakonnik odwrócił się zaalarmowany i, widząc skąd dochodzi głos, chciał mi pomóc. Magowie jednak... zaczęli się cofać.
    Wstając łudziłam się, że oni się poddają, że po prostu nie mają już many... W tym samym momencie moje złudzenia rozwiał potężny cios i fakt, że dryfowałam w powietrzu unoszona przez nieznaną siłę, a w ustach czułam nieprzyjemny posmak krwi. Uniosłam nieprzytomny wzrok na źródło tego zjawiska i zobaczyłam jakby... zlepek kilkunastu ciał jarzący się dziwnym, czerwonym promieniem. Stwór skinieniem łba zmiótł Sebastiana podmuchem powietrza, ciągle wlepiając swoje puste oczodoły w moją osobę. Nie miałam siły na jakikolwiek ruch.
    Obok mnie zaczęła wirować czerwona tarcza, niemalże odcinając mi widok na pole bitwy. Widziałam, jak walka ustaje i obie strony wpatrują się zdumione na poczynania plugawca. Fenris coś krzyczał, przynajmniej to wywnioskowałam z ruchu jego warg i gestykulacji. Nic nie słyszałam, w uszach wrzała mi krew. Nasze spojrzenia na moment się spotkały – moje błękitne oczy z jego nieskazitelnymi zielonymi tęczówkami. Przerażenie było niemal namacalne, a oczy podobno są odzwierciedleniem nas samych.
    Nie dane było mi  już nic zrobić, dodać mu otuchy w jakikolwiek sposób. Wszystko przysłoniła czerwień.

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział II

Przedpremierowy rozdział. Specjalnie z dedykacją dla Martyny G - mojej pierwszej czytelniczki, która komentuje. Bardzo tym wspomogłaś moją wenę, dziękuję! <:
Ten wpis do najdłuższych nie należy, kolejny będzie jeszcze krótszy, ale obiecuję poprawę od IV rozdziału. :) 
Koniec paplaniny, zapraszam do czytania:

<><><><><>


Skok. Cios. Cięcie. Unik.
Rozdzierałam stwory, jeden za drugim, z których wypływała czerwona, lepka krew. Za pomocą dwóch sztyletów, kilku granatów podpalających oraz serii ciosów i uników torowałam sobie drogę do Twierdzy.
Kiedy byłam już praktycznie u celu, ktoś zastąpił mi drogę. Miał mniej więcej dwadzieścia metrów wysokości, ogromne pazury i skrzydła. Z nozdrzy wydobywał mu się szary dym. Nie musiałam się zastanawiać kim jest owe stworzenie. Smok.
Już chciałam walczyć z gadem, broń była cale od jego łuskowatej skóry, gdy usłyszałam nawoływanie. Ktoś wołał mnie po imieniu. Wiedząc, że zaraz się obudzę, pogroziłam palcem przeciwnikowi i oddałam się w ramiona ciemności.

Pierwsze co poczułam, to miłe ciepło z każdej strony. Później coś szpiczastego wbijającego się w brzuch i ból nogi, która była nienaturalnie wygięta w prawo.
- Ziemia do Hawke! - darła mi się przy uchu Izabela. - Blade!
Ostrożnie uniosłam się na łokciach i spojrzałam w prawo, nie rozumiejąc nic z zaistniałej sytuacji. Leżałam na brzuchu w swoim łóżku, jednak nie sama. Prawa ręka Izabeli spoczywała pode mną. Nogi Merill przerzucone były przez moje plecy.
Sama Izabela była w równie dziwnej pozycji. Spoczywała na plecach z ręką przygniecioną przeze mnie, jedną nogą Aveliny na swojej lewej nodze i prawą dolną kończyną z zapałem uderzając mnie w kostkę. Wszystkie spałyśmy w ubraniach.
Na podłodze i komodzie stało przynajmniej kilka butelek po winie. Jedno pytanie, aż huczało w mojej obolałej głowie: Co tu się stało?
- Przepraszam. - podniosłam się, aby mogła wyciągnąć rękę. Zaczęłam wstawać z łóżka co, wbrew pozorom, nie było wcale proste. - Obudźmy śpiące królewny. 

<><><><><>

- Więc – powiedziała ze skupioną miną piratka, która zakładała stanik z bezwstydnością stojąc przodem na przeciwko nas. - kiedy wychodzimy? 
- My? - próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z poprzedniego wieczoru. - Gdzie mamy iść?
- Nad wodę, oczywiście! - zaszczerbiotała z zapałem elfka, wlepiając we mnie swoje ogromne oczy. - Wczoraj to uzgadniałyśmy! 
Nad wodę. Nie miałam siły nad zastanowieniem się, kac nie jest w żadnej części przyjemny. Może zasłużone chwile relaksu pomogą w wyleczeniu nieprzyjemnego dudnienia w czaszce?
- Chodźmy od razu. - złapałam niepewną tej decyzji Avelinę pod rękę i, niemalże siłą, wyciągnęłam z komnaty. Za sobą słyszałam chichoczące towarzyszki.

<><><><><>

- Ave-lina! Ave-lina! - dopingowałyśmy z wody przyjaciółkę, aby skoczyła za nami ze skały. - Nie bój się! 
 - Ja się nie boję! - odkrzyknęła, widocznie ugodzona w czuły punkt. Zniknęła nam z widoku na kilka sekund, po czym w samej bieliźnie skoczyła. Gestem zaprosiłam ją pod skały, gdzie miałyśmy swój mały prywatny ,,basenik". 
Dzień był piękny, pomimo późnej części lata. Słońce świeciło w pełnej okazałości, a na niebie nie widać było ani jednego obłoczka. Ptaki wyśpiewywały melodyjną pieśń, tworząc miły klimat.
Chwilę siedziałyśmy w całkowitej ciszy, relaksując się. Relaks – uczucie całkiem mi nie znane, ale tak... przyjemne. Mogłabym się zatracić w tym błogim spokoju i zapomnieć o problemach... Gdyby nie Izabela. 
- Nie sądzicie, że Fenris lepiej wyglądałby nago, ewentualnie w jakiejś obcisłej bieliźnie? Te tatuaże pewnie promieniują, kiedy on się..
- Nie... - jęknęła Avelina. - Nie chcę sobie tego wyobrażać, precz. - potrząsnęła głową w geście wyrzucenia niepożądanych obrazów. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ja bym nie pogardziła. - zostawała przy swoim Iz. - Tyle, że jego wieczne ponuractwo i pesymizm mógłby zepsuć zabawę. A Sebastian? Pewnie jest umięśniony, wysoki i.. 
- Jesteś nimfomanką. - stwierdziła rudowłosa. - W co ja się wpakowałam...
- Mogłabyś się niemile zaskoczyć, gdyby okazało się, że jego ciało pod szatami zakonnymi nigdy nie widziało światła słonecznego. - uświadomiła Izabelę Merill.
- A Varrik? Krasnolud, niegłupi i ma głowę na karku.. I pewnie jeszcze inne cuda pod ubraniami, bo mówi się, że krasnoludy mają wielkie... 
- ...stopy. - dokończyłam za nią. - Izabelo, może nie szukaj dla siebie partnera akurat w... naszej grupie. Fenris nie wygląda na zainteresowanego, ma o wiele większe problemy. Sebastian chce zapaść się pod ziemię kiedy tylko wstąpisz do tego samego pomieszczenia w którym się znajduje, a Varrik.. Varrik najprawdopodobniej gustuje tylko w kuszach. - dodałam niepewnie. Izabela zaczęła chichotać, po krótkiej chwili nagle poważniejąc. - No co?
Teraz uświadomiłam sobie o co jej chodzi. Zza pobliskiej skały wystawały kosmyki blond, białych i brązowych włosów. A to cholerni podsłuchiwacze! Niech no tylko ich dorwę.
Ostrożnie, aby nie narobić hałasu, wyszłam na brzeg i w pozycji pochylonej, z dziewczynami kroczącymi za mną, szłam w stronę obszernej skały.

<><><><><>

To wydawał się dobry pomysł, kiedy po dowiedzeniu się od Varrika o planach Hawke i reszty postanowiliśmy się we trójkę, wraz z Vaelem, udać za nimi. W celu ochrony, gdyby napatoczyli się jacyś przeciwnicy rzecz jasna.
Początkowo szliśmy w sporym oddaleniu, lustrując bacznie otoczenie, tylko kątem oka przyglądając się kobietom idącym przed nami. Później, kiedy skręciły na wyrwę będącą centralnie nad morzem przystanęliśmy w szczelinie skalnej nieopodal. Każdy z nas wychylił głowę, aby dojrzeć cokolwiek z poczynań kobiet.
- Na cycki Andrasty, z tego miejsca nic nie zobaczymy... - zrzędził krasnolud znajdujący się w najlepszej pozycji: będąc najbliżej. Rozejrzał się gorączkowo. - Za mną! 
Kiedy pobiegł truchtem za pobliski głaz, zwątpiłem. Czy jednak warto narażać się na gniew Blade? Ciągnąc Sebastiana za przedramię podszedłem do Varrika tłumacząc sobie, że jestem tylko mężczyzną i jako przedstawiciel tej płci muszę chronić kobiety. Tak, to jest powód.
Wychyliłem się ponownie, tym razem jednak moim oczom ukazała się gromadka w całej okazałości. Magini krwi pływała już w morzu z entuzjazmem machając do pozostałych będących nadal na klifie. Izabela bez skrupułów zrzuciła z siebie ubranie i z przeciągłym, wesołym krzykiem skoczyła ze skały. Nie ruszyło mnie to w żadnym stopniu, tą ociekającą seksem piratkę mieliśmy na co dzień. Tuż za nią zleciała Hawke. Jej czarne włosy w powietrzu wyglądały jak węże, opatulając jej bladą twarz i zakrywając wyraziste, błękitne oczy. Oczy, które nie patrzyły na mnie z pogardą – lecz z szacunkiem, traktując mnie jak równego sobie. Oczy świdrujące każdego napotkanego wroga i oceniające jego możliwości. Oczy, które były tak głębokie, że miało się ochotę w nich zanurzyć i utonąć. 
Kiedy uświadomiłem sobie o czym pomyślałem, skarciłem się w myślach i ponownie usiłowałem usłyszeć coś z rozmowy toczonej pod niewielkim klifem.
- ... Fenris lepiej wyglądałby nago, ewentualnie w jakiejś obcisłej bieliźnie. - aż zaparło mi dech w piersi. Ja w... Izabela... Słucham! Varrik uśmiechał się do mnie kpiąco, jednakże jego uśmiech zrzedł po kolejnych słowach piratki:
- A Varrik? Krasnolud, niegłupi i ma głowę na karku.. I pewnie jeszcze inne cuda pod ubraniami, bo mówi się, że krasnoludy mają wielkie...
- Mogłabyś się niemile zaskoczyć, gdyby okazało się, że jego ciało pod szatami zakonnymi nigdy nie widziało światła słonecznego. - paplała Merill o Sebastianie, który momentalnie spojrzał na swoje obnażone ręce. Usta wykrzywiły mi się w krzywym uśmieszku.
 - Fenris nie wygląda na zainteresowanego, ma o wiele większe problemy. Sebastian chce zapaść się pod ziemię kiedy tylko wstąpisz do tego samego pomieszczenia w którym się znajduje, a Varrik.. Varrik najprawdopodobniej woli kusze. - podsumowała całą tyradę Izabeli Hawke. 
Wyjrzeliśmy zza głazu i wtedy śmiech Izabeli ustał.
- Cholera, zauważyły nas! - wyszeptał z zdenerwowaniem krasnolud. - Uciekajmy puki mamy na czym, Hawke odetnie nam nogi... 
Nie zdążyliśmy jednak zrobić żadnego ruchu.

<><><><><>

 Dziękuję wszystkim za ponad 100 wyświetleń, jesteście cudowni, tylko nie komentujecie. Więc proszę o wyrażenie opinii pod postem. c: 



poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział I


Przybywam z rozdziałem pierwszym. Wyrażajcie swoje opinie. c;

<><><><><><><><>

- Blade, ja nadal nie rozumiem, dlaczego zawsze to właśnie ty jesteś najciężej ranna z nas wszystkich. - Avelina od wyjścia z Rozdartego Grzbietu jest wyraźnie zmartwiona moim stanem zdrowia. Przecież nie jest tak źle: jedno płytkie cięcie na lewym przedramieniu, rana po strzale w udzie, kilka drobnych ran... 
- Taka praca, Avelino. Mogło być o wiele gorzej. - Uśmiech błąkał się mi się w kącikach ust. Minęło sześć lat, doprawdy nie do wiary, że jeszcze nie zauważyła mojego przyciągania całego zła. Kiedy kobieta chce jeszcze coś powiedzieć, szybko dodaję: - Powiedz lepiej, jak mają się sprawy z Donnikiem? - Oparłam się o jej ramię z uśmieszkiem. 
Trochę po to, aby wyszeptać jej to do ucha i po to, aby zwyczajnie się oprzeć. Udo daje się we znaki.
Kapitan Straży zrobiła się czerwona jak dorodny i dojrzały burak.
-Drogie panie, to jest rozmowa godna rezydencji Hawke i butelki wina, więc ja z Ponurakiem – Varrik, który był mistrzem w podsłuchiwaniu, wskazał przez ramię kciukiem na Fenrisa. - nie powinniśmy o tym słuchać, chociaż nie pogardziłbym materiałem na nową romantyczną i namiętną powieść o pewnej pani Kapitan, jej wybranku i o przyjaciółce, która..  
- Och, zamknij się krasnoludzie! - Avelina rzuciła mu zirytowane spojrzenie, po czym przyśpieszyła kroku. 
Spojrzałam na moich pozostałych dwóch kompanów z miną wyrażającą ,,Przepraszam, kobieca solidarność." i zrównałam się z rudowłosą. Odchodząc, usłyszałam głos elfa:
- Wkopałeś się. Naprawdę ci współczuję.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Było już dobrze po dziewiątym dzwonie, kiedy stanęłam w progu Wisielca. Jak zwykle nocą, w tawernie pojawili się stali klienci, a półnagie kobiety tańczyły na prowizorycznej, drewnianej scenie. W powietrzu unosiła się woń piwa i stęchlizny.
Po zlustrowaniu pomieszczenia stwierdziłam, że przyjaciele najwyraźniej postanowili tym razem zasiąść w ,,apartamentach" Varrica. Kiedy miałam już wchodzić po schodach czyjaś ręka złapała mnie w pasie. Na karku poczułam śmierdzący alkoholem oddech. 
- Hej mała, gdzie się wybierasz... może pomożesz mi w pewnej sprawie.. - ręce jakiegoś mężczyzny zaczęły zbliżać się w kierunku niebezpiecznych miejsc. Nie ze mną takie numery. Złapałam go mocno za nadgarstki, równocześnie przeklinając się w myślach, że nie zabrałam broni innej niż niewielki nóż. 
- Puść mnie, w innym wypadku zrobię ci krzywdę. - Jedną ręką wyjęłam zza przepaski obwiązanej wokół uda nożyk, a kiedy poczułam, że on porusza biodrami tuż przy moim tyłku, bezkarnie wbiłam narzędzie w jego dłoń. Krzyknął i błyskawicznie odskoczył ode mnie wyszarpując ostrze. 
- Ty dziwko... Ja ci pokarzę... - zablokowałam jego cios, po czym wbiłam swoje kolano w krocze napastnika. Głupiec. Z jękiem skulił się na podłodze, a ja ruszyłam w stronę pokoi Varrica. Z niesmakiem uznałam, że moje dłonie były umazane ciemnoczerwoną, gęstą cieczą. 
- Uderzyłam pięścią w dębowe drzwi i bez zaproszenia wpadłam do środka. Moje przypuszczenia zostały potwierdzone – wszyscy oprócz Andersa siedzieli wokół okrągłego, drewnianego stołu. Przerwali swoją grę i spojrzeli jak jeden mąż na mnie.
- Mogę? - zwróciłam się do krasnoluda unosząc dłonie.
- Trzecie wejście na lewo. - wyjaśnił gospodarz z nutą zmartwienia w głosie. 
Po kilku minutach, już z czystymi rękami, wróciłam i zajęłam miejsce pomiędzy Izabelą a Sebastianem, na którego twarzy wymalowana była ogromna ulga, gdyż odgrodziłam go od piratki. Parsknęłam.
- Co się tam stało, Hawke? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami Avelina. - Znów wszczęłaś jakąś bójkę?
- Po zmroku w tym miejscu gromadzi się wiele wypitych typów. - odpowiedziałam kwaśno, rzucając na środek jeszcze jednego suwerena. Nie szło mi najlepiej.
- Czy chcesz powiedzieć, że ty.. - zaczęła Izabela z figlarnym uśmiechem , patrząc na mnie sugestywnie. 
- Nie. - zaprzeczyłam. 
- Dobrze, dobrze.. - mruczała jeszcze pod nosem, jednakże nie byłam w stanie zrozumieć żadnego słowa. Rzuciła karty na stolik z irytacją. - Pasuję.
Tak szybko się poddajesz? - zakpił z niej krasnolud. - To nie w twoim stylu... 
Rozjuszona parsknęła i poderwała się od stołu idąc w stronę drzwi.
- Przyniosę piwo. - kiedy wyszła zaczęła się śmiać. - Hawke, to twój wybranek? - wskazała na mężczyznę ubrudzonego posoką, który kulił się w kącie trzymając na miejsce, gdzie prawdopodobnie miał jądra. Oddalając się, nadal słychać było jej śmiech. 

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

- Szła dziefeczka do lasecka, do sielonego, do sielooonego*! - Izabela, już całkowicie wypita, leżała na posadzce i wyła do sufitu.- Peeewien paaanidz ją pszeelee..
 -Nie kończ, błaaagam. - odpowiedziała jej zażenowana Merill, również upojona bimbrem, leżąc obok piratki. 
- Ale to taka łaadna pioszeenka! Znasz jakąś inną? - naburmuszyła się niczym małe dziecko. Kiedy elfka nie odpowiedziała, wskazała na nią z zadowoleniem chwiejącym się palcem wskazującym. - No własznie! 
Razem z Aveliną siedziałyśmy obok nich. Od dłuższego czasu czułam pragnienie, aby się czegoś napić, jednak pokój Varrica w mojej głowie już od dłuższego czasu niebezpiecznie falował, więc nie miałam zamiaru ruszać się z tego miejsca. Nawet w takiej ważnej sprawie.
- Hawke.. - szepnęła mi na ucho rudowłosa. - Ja się prześpię, a ty obudź mnie jak... wiesz. - położyła się i zamknęła oczy.
- Pss! - spojrzałam na zródło dziwnego dźwięku, który drażnił mój słuch – Merill. - Pss! 
- Nje tak! - skarciła dziewczynę Izabela. - W ten sposzób! - i ułozyła usta w dziubek.
- PSS! - próbowała dalej Dalijka. 
- Co wy wyprawiacie?.. - zapytałam, przybliżając się do Iz.
- Uszę ją gfizdać. - odpowiedziała, dumnie wypinając i tak już ledwo trzymające się w ciasnej bluzce piersi.
- Zbierajmy się, mężczyźni nam pozasypiali. - wskazałam na śpiących przy stole kompanów.

- Nie moszemy opuścić takiej okasji! - Izabela była podekscytowana i uśmiechała się chytrze. Wstała, po czym rękę Sebastiana włożyła do kufla z ciepłą wodą. - Sa karę, naleszy się mu, śfiętoszek! 
Po chwili, starając się zachowywać jak najciszej, zarzuciłam na szyję ramię Aveliny, to samo zrobiła Izabela z Merill, która usnęła. Ruszyłyśmy do mojej rezydencji. 

<><><><><><><>

*Błędy są celowe. 

Na koniec mam tylko jedno pytanie - pisać również z perspektywy innych?  

środa, 14 stycznia 2015

Prolog

Krótki prolog. Miłego czytania. c:

-----------

Wybijam się mocno od ziemi, w powietrzu wyjmuję sztylety, naskakuję na niego... I wbijam w szyję obydwa na raz. Posoka leje się strumieniem po moich dłoniach, plami spodnie i barwi ziemię. Z niemiłym dla ucha plaśnięciem głowa upada wraz z ciałem, ale mnie już tam nie ma.
Gnam pędem tuż na plecy kolejnego zbira, który ma zamiar niemile zaskoczyć od tyłu mojego przyjaciela, lecz ja jestem szybsza. Wyćwiczonym ruchem wbijam jedną broń w nieokryty skórzaną zbroją bok napastnika, po czym drugą rozpruwam gardło.
Fenris odwraca się do mnie zaskoczony i rozglądając pośpiesznie dookoła, rzuca:
- Na twoim miejscu raczej bym kucnął.
Zdezorientowana wypełniam jego prośbę. Elf bierze zamach swoim potężnym, dwuręcznym mieczem i o włos mijając moją głowę zabija najemnika znajdującego się za mną.
- Więc teraz jesteśmy kwita. - uśmiecha się w ten swój wyjątkowy sposób, po czym znów rzuca w wir walki. Kiedy na przeciwnej stronie placu pomagam Varrikowi, uśmiech Fenrisa jest moim stałym towarzyszem. 

Krótki wstęp - objaśnienie co i jak.

Witam wszystkich w pierwszym poście! c: 

Akcja opowiadania, które będę tu umieszczać, rozgrywa się w na kontynencie Thedas znanym z gry Dragon Age (Bazuję na II części gry, więc nie ma spojlerów z Inkwizycji). Wszystko rozpoczyna się na początku II aktu, jakiś czas po wyprawie na Głębokie Ścieżki.
Piszę z perspektywy Blade Hawke, lecz możliwe, że kiedyś pojawi się coś z punktu widzenia innego członka ,,drużyny" Hawke. ;)
Rozdziały dodawane będą (w miarę mojej możliwości) co tydzień, najdłużej co dwa tygodnie. Wszystkie informacje odnośnie postów, opóźnień itp. będą umieszczane w bocznej kolumnie. ->

Na sam koniec mam prośbę: jeżeli czytasz moje opowiadanie, czekasz na rozdziały lub po prostu jesteś tu przelotnie - zostaw komentarz! Komentarze bardzo motywują do dalszego pisania, nawet te negatywne. Jest opcja anonimowa - każdy może zostawić ślad po sobie. Dla was jest to minuta, a dla mnie znak, że nie piszę wszystkiego na daremnie i jednak ktokolwiek tu zagląda. c:


Mrs Black bajkowe-szablony