Witam ponownie po przerwie.
Jak można zauważyć, na blogu widnieje nowiuteńki szablon prosto z Bajkowych Szablonów. :) Czy wam się podoba?
Dzisiaj wrzucam 1/3 ewentualnie 1/4 (mało prawdopodobne) rozdziału IV, ponieważ do całości musielibyście długo czekać. (Wena uciekła ;-;)
Czytajcie, komentujcie - dajcie znak, że ktokolwiek tu jest.
<><><><><>
* Varrik *
Stałem jak
sparaliżowany. Hawke została poderwana poprzez potwora, a następnie
stało się coś, co nie do końca rozumiałem.
Plugawiec
uśmiechnął się opentańczo i otoczył ją rubinową powłoką
odcinając nam widok. I wtedy się ocknąłem w pośpiechu ładując
bełt do mojej kochanej Bianki, Fenris zaczął przeklinać w języku,
którego niestety nie rozumiałem, a reszta wrogich magów uniosła
swe kostury w bojowej postawie. Trzeba było rozgnieść parę robali.
Skinąłem
lekko do Aveliny, dając jej znak, iż będę ją osłaniał w drodze
do magów. Ta odpowiedziała złapaniem za rękojeść miecza. W tym
samym czasie Stokrotka gromadziła manę tworząc potężne zaklęcie
w ukrytych za swoimi plecami dłoniach, Ponurak zaczerpnął mocy z
lyrium i chwycił za dwuręczną broń z rządzą mordu w oczach,
Sebastian już zaciągał cięciwę łuku, zaś Rivanka szykowała
się do rzucenia zasłony dymnej pomiędzy przeciwników. Pierwsza
strzała nasączona trucizną pomknęła wypuszczona z niezawodnego
łuku Sebastiana, do niej dołączył bełt i ognista kula, a miecze
cięły i rozpruwały w mgnieniu oka. Wszyscy razem tworzyliśmy
zabójczą mieszankę wybuchową.
<><><><><>
*
Blade *
Stałam
na małym mostku wznoszącym się nad niewielkim strumykiem
wypełnionym krystalicznie czystą wodą. Sądząc po pozycji słońca
było południe, gdyż wznosiło się wysoko przez co skwarzyło mnie
niemiłosiernie. Tylko kapelusz z dużym rondem osłaniał chociaż
odrobinę moją skórę od gorąca. Oprócz niego miałam również
na sobie krótką, dosyć zwiewną kremową suknię oraz jasne
trzewiki. Coś było zdecydowanie nie tak.
Zaczęłam
się rozglądać w pośpiechu – wszędzie wokół widziałam łąki
z soczyście zieloną trawą oraz niewielkie sadzonki drzew. Tylko na
wprost mostu znajdował się nie duży dom z ogrodem pełnym białych
róż i kwitnących drzew. Rozpoznałam to niemalże natychmiast.
Ferelden.
Jestem w domu.
Zaczęłam
pędzić w stronę posiadłości nie oglądając się za siebie.
Przed oczami ciągle miałam masę wspomnień związanych z tym
miejscem: rodzinne obiady, nauki walki organizowane w ogrodzie,
przekomarzanie się z Carverem każdego ranka przy śniadaniu,
uśmiechniętych w moją stronę ojca i matkę.
Przy
drewnianym płotku przystanęłam zdyszana, obracając się i
napawając widokiem wypielęgnowanych przez matkę kwiatów. To było
tak dawno, a jednocześnie na wyciągnięcie ręki. Nawet nie
zdawałam sobie sprawy, że za tym tęskniłam.
Ruszyłam
szybkim krokiem w stronę drzwi i już wyciągałam w ich stronę
dłoń, lecz nie zdołałam ich otworzyć. Po prostu się oddaliły i
zlewały z wszechogarniającą mnie czerwienią.
Dom
zaczął stopniowo się rozpadać. Początkowo dach podzielił się
na malutkie kawałeczki, później zmieniając w proch i rozsypując
po łące. Następnie ściany, wnętrze domu i ogród rozwiały się,
jak gdyby były zbudowane z piasku.
O
co chodzi?
Otworzyłam
gwałtownie oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że otacza mnie
bezkresna, zimna pustka. Pod nogami nie czułam stabilnego gruntu,
jakbym unosiła się w powietrzu. Czy umarłam?
Zaczęłam
brnąć w ciemność, świadoma, że nic nie zdziałam. Co się
dzieje?! To zasługa demona? Najpierw wizja zniszczonego mojego
rodzinnego domu, później nagle ląduję w czarnej dziurze. Może to
wizja?
I
wtedy to poczułam. Stłumiony ból gdzieś... w środku piersi.
Zorientowałam się, iż miejsce, gdzie mieści się serce jest
zaznaczone czerwoną ,,plamą". Później, kiedy owa plama
zaczęła wpuszczać w moje ciało pojedyncze strużki rubinowej
cieczy zaczęło naprawdę boleć. To tak, jakby ta substancja
wypalała sobie własną drogę. Strumyczki zaczęły się dzielić,
tworząc rozmaite wzory, które gdzieniegdzie formowały się w
nieznane mi znaki. Czułam, jakby każda linia rysowana była przez
niewidzialną siłę za pomocą ostrza.
Kilka
pasm zaczęło brnąć ku mojej szyi, a ja w duchu prosiłam Stwórcę,
aby to był tylko sen. Kiedy znajdowały się tuż pod moją szczęką
poczułam, że zaczyna mi brakować powietrza. Zaczęłam się dusić.
W
odruchu złapałam się dłońmi za szyję, jednakże wzory po
dotknięciu skóry dłoni rozjarzyły się i spowodowały nową falę
paraliżującego bólu. Zaczęłam krzyczeć. Czerwień przyćmiła
mój wzrok, po czym pochłonęła mnie pustka.
<><><><><>
Standardowo proszę o wytknięcie błędów, jeżeli takowe są. :)