sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział III

Witam ponownie w kolejnym rozdziale. Ten niestety jest króciutki, jednakże IV będzie dłuższy (Mam nadzieję.)
Miłego czytania. (:

<><><><><>

*Hawke*

W jednej chwili zobaczyłam nikły błysk, w drugiej zaś poczułam swąd palonych włosów.
- Cholera jasna! Stokrotko! - darł się Varrik, któremu bujne owłosienie na klatce piersiowej stanęło w ogniu. Po krótkiej chwili rzucił się na piach, aby ugasić ,,pożar". 
Wściekła Merill, nie przejmując się losem poszkodowanego, wymierzyła już dłoń w stronę pozostałej dwójki. Stwierdziłam, że chyba spalenie żywcem nie jest odpowiednie.
- Merill, rozumiem twoją wściekłość. - starałam się ją uspokoić. - Jednak uświadom sobie, że spalenie ich to nie jest... odpowiednią forma kary. - spojrzałam w stronę podglądaczy piorunującym wzrokiem. - Co nie oznacza, że nie zawinili.
- Kobieto, a ja to jakiś pieprzony wyjątek?! - wzburzony krasnolud otrzepywał się z piachu i błota.
- Ty się nawet nie odzywaj! - czerwona ze złości Avelina pogroziła mu ostrzegawczo palcem.
- Bez dowodów... - nie dane było mu skończyć – rozległ się donośny huk, który zatrzęsł ziemią. Przestraszona zaczęłam się rozglądać, aby wybadać źródło owego hałasu. Natrafiłam na Fenrisa dzierżącego miecz i grupkę ludzi stojących za dosyć sporą wyrwą w ziemi. W dłoniach trzymali kostury jarzące się czerwonymi kropelkami krwi, a na ich twarzach wymalowana była duma i poczucie wyższości. Podziękowałam sobie w duchu za zabranie sztyletów. Stanęłam obok wściekłego elfa w pozycji bojowej, ignorując fakt, że jestem ubrana w strój kąpielowy.
- Poddaj się niewolniku, a twoim... przyjaciołom nie stanie się krzywda – rzekł mag stojący na czele. - Odprowadzimy cię do twojego pana, czyli tam, gdzie znajdują się takie szumowiny jak ty.
- Fenris to wolny – podkreśliłam to słowo – mężczyzna! - po moich słowach wydawało mi się, iż w oczach elfa mignęło coś na podobieństwo... zaskoczenia, wdzięczności?
- Więc jesteś jego panią, hę? - jawnie ze mnie kpił. - Ile chcesz suwerenów: 100, 1000?
- Może ona woli zapłatę w naturze! - zawołał inny mag, śmiejąc się i z pożądaniem lustrując moje ciało. Zaczęło we mnie wrzeć ze wściekłości. Nie zdążyłam zaatakować, gdyż w kilku susach Fenris był już po drugiej stronie i wykorzystując zdezorientowanie wrogów rozpruł maga stojącego najbliżej z groźnym okrzykiem. Rzuciłam się ponad klifem, aby mu pomóc. To samo zrobiła reszta. 

<><><><><>
    Czas dłużył się niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia, ile trwała walka – parę sekund, a może godzin? Mimo sprawnego eliminowania przeciwników mieliśmy spore kłopoty: bełtów i strzał zaczęło brakować, ja opadałam już z sił i zostałam poważnie zraniona w łydkę, Merill wyczerpała się z many. Izabela i Avelina nieprzytomne leżały gdzieś na skraju pola bitwy... a wrogich magów krwi i demonów ciągle przybywało.
    Nawet Fenris zaczął słabnąć, pomimo wspomagania się lyrium wtopionym w skórę. Jego ruchy nie były tak płynne i szybkie, miecz widocznie mu ciążył, a na czole wystąpiły krople potu.
    Dalijka drobnymi zaklęciami nie wymagającymi dużo wysiłku starała się asystować mnie w drodze do Sebastiana. Miał on nieciekawą sytuację, gdyż po tym jak nie została mu ani jedna strzała został otoczony przez kilku przeciwników. Wkoło każdego z nich unosiła się rubinowa powłoka.
    Częściowo ukrywając się w cieniu dotruchtałam do pierwszego napastnika i niezgrabnym ruchem, przebijając tarczę, rozprułam szyję. Kątem oka zarejestrowałam nadlatujący niebieski promień, więc wykonałam unik w bok i krzyknęłam z bólu, zapominając, że nie powinnam przenosić ciężaru ciała na zranioną nogę. Wtedy zakonnik odwrócił się zaalarmowany i, widząc skąd dochodzi głos, chciał mi pomóc. Magowie jednak... zaczęli się cofać.
    Wstając łudziłam się, że oni się poddają, że po prostu nie mają już many... W tym samym momencie moje złudzenia rozwiał potężny cios i fakt, że dryfowałam w powietrzu unoszona przez nieznaną siłę, a w ustach czułam nieprzyjemny posmak krwi. Uniosłam nieprzytomny wzrok na źródło tego zjawiska i zobaczyłam jakby... zlepek kilkunastu ciał jarzący się dziwnym, czerwonym promieniem. Stwór skinieniem łba zmiótł Sebastiana podmuchem powietrza, ciągle wlepiając swoje puste oczodoły w moją osobę. Nie miałam siły na jakikolwiek ruch.
    Obok mnie zaczęła wirować czerwona tarcza, niemalże odcinając mi widok na pole bitwy. Widziałam, jak walka ustaje i obie strony wpatrują się zdumione na poczynania plugawca. Fenris coś krzyczał, przynajmniej to wywnioskowałam z ruchu jego warg i gestykulacji. Nic nie słyszałam, w uszach wrzała mi krew. Nasze spojrzenia na moment się spotkały – moje błękitne oczy z jego nieskazitelnymi zielonymi tęczówkami. Przerażenie było niemal namacalne, a oczy podobno są odzwierciedleniem nas samych.
    Nie dane było mi  już nic zrobić, dodać mu otuchy w jakikolwiek sposób. Wszystko przysłoniła czerwień.

4 komentarze:

  1. Ahh no po prostu czułam, że dzisiaj przeczytam sobie nowy rozdział o naszej Blade Hawke :) Ciekawe i wciągające jak zawsze! Tylko.. jak obiecałam, zauważyłam mały błąd w przedostatnim zdaniu, jest tam dwa razy "było", ale to taki drobniutki błąd :) Czekam na następne rozdziały :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowo się wkradło, już poprawiam. C:

    OdpowiedzUsuń
  3. Zuzz chyba nie zapomniałaś o opowiadaniu? Codziennie tu zaglądam czy jest już nowy rozdział, a tu nic :c

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony